Kobiety decydujące się na nielegalną aborcję są traktowane w USA jak przestępczynie. W leżącej w pasie biblijnym Alabamie za przerwanie ciąży grozi dożywocie. Ale nie trzeba sięgać wzrokiem za ocean, bo na naszym podwórku kobiety też nie mogą decydować o własnym ciele. Płacą za to zdrowiem i życiem.
- Mam taką refleksję po wyborze nowej władzy, że mamy tak jakby trochę sprawiedliwość, a o prawo to będziemy dalej walczyć - mówiła Danuta Wałęsa tuż przed otwarciem historycznej stoczniowej Bramy nr 2 w Gdańsku z okazji 44. rocznicy Porozumień Sierpniowych.
- Dopóki my, jako trzy prezydentki, jesteśmy ewenementem, to mamy jeszcze długą drogę do tego, żeby kobiety po prostu były w życiu publicznym i polityce - mówiła prezydentka Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim na konferencji prasowej zapowiadającej XVI Kongres Kobiet w Trójmieście.
Wynik drugiej tury wyborów w Gdyni może przynieść zwycięstwo 39-letniej radczyni prawnej. Aleksandra Kosiorek, choć współprowadzi kancelarię i pisze książki, była nazywana w kampanii "dziewczynką z balonikiem", a w szeregach Wojciecha Szczurka przekręcano jej nazwisko.
Po 106 latach od spełnienia żądań sufrażystek i wprowadzenia "powszechnego, równego prawa wyborczego, bez różnicy płci", połowa kobiet w Polsce z własnej woli rezygnuje z tego prawa i zostaje w domach. Co jest z nami, Dziewczyny? Dlaczego oddajemy władzę w nie nasze ręce?
To prawda, w policji źle się dzieje, ale myli się ten, kto uważa, że Donald Tusk czarodziejską różdżką zmieni sytuację na lepsze. To tak nie działa.
- Przedstawione wobec nas zarzuty są bezpodstawne i godzą w nasze dobre imię, patriotyczne zaangażowanie i czyste intencje - pisze we wspólnym oświadczeniu 26 ławników Sądu Najwyższego z KOD-u, od których Małgorzata Manowska nie chce przyjąć ślubowania.
Polonista z Trójmiasta: - To nasza wrodzona odpowiedzialność albo strach przed zmianą powodują, że to my, nauczyciele, sprawiamy, że Przemysław Czarnek może wyjść i powiedzieć: Proszę państwa, problemu nie ma, a Donald Tusk kłamie.
Znajoma ma depresję. Szybko potrzebowała lekarza, a na NFZ wiadomo, trzeba czekać. Trafiła do psychiatry, u której pierwsza wizyta kosztuje 300 zł, kolejna - 200 zł. Poszła, zapłaciła, dostała leki, ale tylko na miesiąc. Po nową receptę musiała przyjść po 30 dniach i zapłacić jak za kolejną konsultację. Nie poszła, przestała przyjmować leki.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.