Gdy wszedłem do środka, króliki - jeden z poderżniętym gardłem, drugi ze skręconym karkiem - leżały w zagrodzie dla owcy, szpak wisiał na gwoździu pod sufitem, głową w dół. Bunia siedziała na klatce i patrzyła na mnie, prosząc o pomoc. Z ucha leciała jej krew.
Michał B. i Klaudia C. odpowiedzą za znęcanie się nad kotem ze szczególnym okrucieństwem. Parze grozi wysoka grzywna i kara do pięciu lat więzienia.
Szczecinka była wycieńczona, gdy została znaleziona na Kaszubach, w miejscowości Biały Bór. - Dawno nie widzieliśmy psa w takim stanie - mówią pracownicy Ciapkowa, gdzie trafiła suczka. Teraz jest w domu tymczasowym jednego z pracowników schroniska.
Zwyrodnialcem, który zakatował kota, okazał się 20-letni mieszkaniec Prabut. W czwartek zgłosił się na komisariat. Za to, co zrobił, grozi mu kara nawet pięciu lat więzienia.
Skandaliczna sprawa z Brodnicy Górnej na Kaszubach wyszła na jaw dzięki zgłoszeniu, jakie dostali inspektorzy OTOZ Animals. Pies rasy beagle miał wrośnięty w szyję łańcuch, nie miał dostępu do wody i nie zapewniono mu schronienia.
Labrador o imieniu Tosia na spacerze z właścicielami zjadł chleb z gwoździami, który ktoś rozrzucił po trawniku. Tylko dzięki szybkiej reakcji lekarzy pies wyszedł z tego cało.
Nieznany sprawca zastrzelił już cztery wolno bytujące koty. Zwyrodnialca szuka policja.
Kilka miesięcy spędziła na dachu budynku młoda suczka. Właściciele umieścili ją tam razem z budą, bo nie chciało im się sprzątać odchodów. Psiak tylko cudem nie spadł z wysokości.
Nie będzie aresztu dla 63-letniego mieszkańca Chojnic, który skatował psa i związanego w worku wrzucił do pojemnika na śmieci. Tak zdecydował Sąd Rejonowy w Chojnicach. O areszt wnioskowała prokuratura, która uznała, że mężczyzna znęcał się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Kopał go i bił po głowie młotkiem.
Zwierzęta - głównie konie, ale też psy i koty - były odwodnione i wychudzone. Śledztwo w tej sprawie prowadzi policja pod nadzorem prokuratury. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.
63-letniemu mężczyźnie śledczy zarzucają znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. "Popiołek" przeżył, ale ma poważne obrażenia, m.in. pękniętą czaszkę. Weterynarze walczą o jego życie.
Po wypadku nie mógł spać na leżąco. Codziennie mijali go ludzie i nikt się nad nim nie zlitował. W końcu zabrali go wolontariusze OTOZ Animals.
Na karę roku i trzech miesięcy pozbawienia wolności Sąd Rejonowy w Kartuzach skazał 33-letniego mężczyznę, który zabił psa ze szczególnym okrucieństwem.
Gdański zarządca nieruchomości Erta Pod Jednym Dachem nie chce, żeby pod balkonem jednego z bloków mieszkały koty. Dał mieszkańcom 10 dni na usunięcie zwierząt i ich jedynego schronienia - styropianowej budki. - Koty znajdujące się na terenach naszych osiedli mają prawną ochronę i do każdego nas - dotyczy to również wszystkich, którzy zarządzają budynkami - należy obowiązek zapewnienia im schronienia - komentuje prawnik walczący o prawa zwierząt.
Właściciele zamknęli je w ciemnej komórce gospodarczej i o nich zapomnieli. Psy nie były głaskane, spały we własnych odchodach, raz na kilka dni karmiono je resztkami z obiadu.
Na filmie widać, jak pracownicy firmy transportowej biją świnie poganiaczem, kopią je, ciągną za uszy albo łby, gdy zwierzęta nie mają siły iść. Słychać, jak świnie kwiczą z bólu. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, a sąd podtrzymał decyzję śledczych. - Nie sposób przyjąć, że zamiarem działania było znęcanie się nad zwierzętami - tłumaczy sędzia.
Przerażające krzyki świń i dźwięk uderzającego o czaszkę młotka - to wszystko słychać na nagraniu z Przedsiębiorstwa Produkcji Zwierzęcej Przybkowo. Kierownik kazał pracownikom mordować zwierzęta młotkiem, bo było ich za dużo.
Nazywają się Mopik i Dredzik, bo ich sierść była tak sfilcowana, że aż ciągnęła się po ziemi. Psiaki były skrajnie zaniedbane. Teraz dochodzą do siebie na szpitalnym oddziale Promyka.
Dwa psy zostały podrzucone w sklepowym wózku pod bramę schroniska "Promyk" w Gdańsku. Zwierzęta są skrajnie zaniedbane. Schronisko szuka ich właściciela.
Na nagraniu w hipermarkecie E.Leclerc na gdańskim Przymorzu widać, jak ekspedientka wyciąga żywe karpie z wody i wkłada je do reklamówki. Z tak zapakowanymi rybami klienci idą do kasy. - To znęcanie się nad zwierzętami - przekonują ich obrońcy i zgłaszają sprawę na policję.
Copyright © Agora SA