Turcja, Egipt, Ukraina. Zagraniczne akcenty na gdańskim Jarmarku

To nasz pierwszy raz na jakichkolwiek targach i wystawach za granicą. Wcześniej braliśmy udział w różnych tego typu imprezach na Ukrainie.  W naszej ojczyźnie, ze względu na obecną sytuację, to nie jest dobry czas na sprzedawanie prezentów. A nasza specjalizacja to właśnie ręcznie robione podarunki. Dlatego zdecydowaliśmy zaprezentować nasze produkty tutaj.  Znalazłam informacje o tej imprezie w internecie. Myślę, że targi są dość popularne, bo odwiedza nas mnóstwo obcokrajowców.

Naszym sztandarowym produktem są ręcznie malowane czajniki w szalonych kształtach i kolorach. Mamy też m.in. świąteczne dekoracje z drewna. Próbujemy robić produkty, które będą wspierać rodzinne tradycje. Np. ręcznie malowaną ozdobę wykonaną z naturalnych materiałów, można co roku wieszać na choinkę, przez wiele lat. Poszczególne ozdoby różnią się od siebie stylem - mamy 10 artystów, którzy malują wzory.

Sprzedajemy przedmioty wyjątkowe i oryginalne z tradycyjnym ukraińskim malowaniem tzw. wzorem petrykivsky. Produkty są w umiarkowanych cenach. Na początku ludzie nie kupowali za dużo, głównie spacerowali. Teraz - odpukać - kupują chętnie - np. czajniki, które kosztują od 40-55 zł.

Chcemy, by ludzie kojarzyli Ukrainę nie tylko z wojną i Majdanem. Mamy w ojczyźnie wielu bardzo utalentowanych artystów. Robimy co możemy. Nie wiemy co będzie jutro, trwa wojna. W naszym mieście jest spokojnie, ale 100 km dalej giną ludzie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli tu wrócić na kolejny jarmark.

Na Jarmarku św. Dominika jestem po raz drugi - warto zainwestować w taką formę promocji. Często prezentuję  się także na podobnych imprezach w Katowicach, Wrocławiu, Kołobrzegu. Prowadzę polską dystrybucję produktów kosmetycznych z Egiptu i Maroko - np. naturalne olejki z czarnuszki, olejki arganowe. Firma działa w Zgorzelcu drugi rok, zainteresowanie jest bardzo duże.

Do Polski przyjechałem cztery lata temu. Pochodzę z Egiptu, wcześniej mieszkałem w Sharm el-Sheikh - tam prowadziłem firmę związaną z nurkowaniem. Właśnie podczas nurkowania poznałem swoją żonę, która jest Polką. Żona prowadzi dochodowe biuro rachunkowe, musi wszystkiego pilnować. Dlatego to ja zdecydowałem się na wyprowadzkę, choć mój biznes w Egipcie dalej funkcjonuje. Po przyjeździe do Polski zastanawiałem się czym można tu handlować. Zauważyłem, że ludzie najchętniej wydają pieniądze na dziecko, później na... swoje kobiety. Postawiłem na handel naturalnymi produktami kosmetycznymi. To był świetny wybór. Kluczem do sukcesu jest jakość, dlatego zainteresowanie jest bardzo duże.

Do Polski przyjechałem, by studiować biologię. Od 1999 roku prowadzę w Krakowie Galerię Teranga Centrum Kultury i Sztuki Afrykańskiej Kraków. Mamy dwie siedziby. Oprócz sprzedaży przedmiotów i produktów pochodzących z Afryki na co dzień robimy wiele ciekawych projektów jak np. ?Spotkania z Afryką?, czy warsztaty afrykańskie.

Jarmark jest jedną z wielu okazji, by zaprezentować to co robimy. Jesteśmy centrum kultury, niektóre miasta zapraszają nas za darmo - nie musimy płacić za stoiska. Na Jarmarku św. Dominika jestem drugi raz, bo z Krakowa jest dość daleko. Organizacja? Impreza znana jest w całej Polsce, ale czy oczekiwania wystawców są w pełni spełnione - trudno powiedzieć. W mojej ocenie opłata jest za duża w stosunku do możliwości zarobienia. Ale na pewno Jarmark św. Dominika bardzo dobrze się wypromował, skoro ma tyle wystawców.

Sprzedajemy sprowadzane z Afryki instrumenty muzyczne, biżuterię, lampy z tykwy, rękodzieło drewniane. Na naszym stoisku można dowiedzieć się wieku ciekawych rzeczy. To takie stanowisko naukowe. Ludzie przychodzą, pytają. Dajemy klientom spróbować owoc baobabu, który można traktować jako ekologiczne, naturalne cukierki. Częstujemy też herbatami z malwy afrykańskiej z dodatkiem pieprzu gwinejskiego, który dobrze wpływa na wzrok, skórę i włosy. Dzieci mogą pobawić się tradycyjnym instrumentem - korą afrykańską.

Sprzedajemy m.in. turecką chałwę, galaretki, herbaty, dżem, konfitury, orzechy w miodzie. Na Jarmarku św. Dominika jesteśmy po raz pierwszy. Wcześniej prezentowaliśmy się tylko podczas Festiwalu Kultury Tureckiej w Warszawie.

Nasz tata 20 lat temu przyjechał do Polski. Chciał tu pobyć parę tygodni. Ale bardzo mu się spodobało, postanowił zostać. Do Polski przyjechałem osiem lat temu, brat dwa lata temu. Wpadłem na pomysł, by produkty tureckie sprowadzać do Polski. Od 2,5 roku prowadzimy w Warszawie Market Turecki i sprzedaż internetową.

W Polsce bardzo mi się podoba. Załapałem już wasze poczucie humoru, bo trochę się ono różni od tureckiego. Na początku negatywnie zaskoczyła mnie pogoda i niskie temperatury zimą. Zdziwiło mnie też to, że macie więcej budek z kebabami niż w Turcji. Poza tym dużo mamy wspólnego z Polską - spotkania rodzinne, dobre kontakty sąsiedzkie i... to, że równie chętnie jak Turcy plotkujecie.

Przyjechaliśmy na Jarmark św. Dominika, bo do sprzedaży wprowadziliśmy tureckie lody. Chcieliśmy zobaczyć jak ten produkt się przyjmie. I jak jest? Bardzo dobrze! Ludzie jedzą, wracają, polecają znajomym. Poczta pantoflowa - najlepsza forma reklamy - działa. Oczywiście, promujemy tutaj też inne nasze produkty. W przyszłym tygodniu chcemy przyjechać do Gdańska na jarmark.

Lody tureckie aktualnie na jarmarku sprzedajemy w trzech smakach - śmietankowym, czekoladowym i truskawkowym. Ludzie są zaskoczeni, bo lody nakłada się nie gałką, ale długą łyżką. Lody robione są w Turcji i zamrożone przewożone są do Polski. Specjalna receptura polega na użyciu koziego mleka.

Na co dzień prowadzę sklep "U Hiszpana" w Gdańsku- Matarni. Importujemy produkty hiszpańskie do Polski - próbujemy zrobić jak najlepszą selekcję towaru, oferując takie same ceny jak w Barcelonie czy Madrycie.

Pochodzę z  miasta z Balaguer  w Katalonii. Przeprowadziłem się do Polski dwa lata temu, bo moja żona jest Polką. Skąd pomysł na sklep? Gdy mieszkałem w Hiszpanii pracowałem w podobnej branży - związanej z dystrybucją, hurtowniami. Po przeprowadzce postanowiłem nie zatrudniać się w żadnej firmie, ale skorzystać z wiedzy i kontaktów które mam i otworzyć własne przedsiębiorstwo.

Prowadzenie biznesu? Tutaj potrzeba na to więcej czasu, by załatwić wszystkie formalności, koncesje itd. Mimo to, bardzo podoba mi się życie w Polsce, choć zimą jest trochę za zimno. Jestem jedynie zawiedziony tym, że bardzo trudno nauczyć się waszego języka, chciałbym już dobrze mówić po polsku.

Na jarmarku już po raz trzeci pokazujemy namiastkę produktów, które można dostać u nas w sklepie i prowadzimy punkt gastronomiczny. Sprzedajemy m.in. jamon serrano [suszona noga, rodzaj hiszpańskiej szynki - red.], schab, marynowaną kiełbasę katalońską z czosnkiem i papryką, hiszpański bekon i salami, różne rodzaje win, oliw, oliwek. Na miejscu można spróbować m.in. kalmara, mieszanek oliwek, sardynek, anchois,  gazpacho, win, churrosów.

Jestem zadowolony z uczestnictwa w jarmarku - możemy promować nasze produkty. Później ci sami klienci odwiedzają nas w sklepie.

Na Jarmarku św. Dominika jesteśmy pierwszy raz. Zdecydowaliśmy się spróbować i przyjechać, bo jest blisko. Gdańsk odwiedza wielu turystów - to  dobre miejsce na biznes. Nie mamy stacjonarnego sklepu, nie prowadzimy też sprzedaży internetowej. Na targi jeździmy też do Łotwy i Estonii.

Nasze produkty są ręcznie wykonywane. Futra sprowadzamy zazwyczaj z Norwegii. Jako producenci oferujemy niższe ceny. Wiele osób mówi, że jest bardzo tanio. ?To podróbki?? - pytają. Ceny sięgają od kilkudziesięciu do 1000 zł. Kupują u nas Polacy, ale i turyści z Niemiec, Francuzi, Brytyjczycy. Zdarzają się Chińczycy, a wczoraj był nawet klient z Iranu.

Przedsiębiorcy, którzy regularnie przyjeżdżają na te targi mówią, że wystawianie się na Jarmark św. Dominika coraz mniej się opłaca. Myślimy jednak, że nie jest to winą organizatora, ale sytuacji ekonomicznej. Organizację ogólnie oceniamy pozytywnie, ale powinno być więcej koncertów, występów. Oczywiście, te atrakcje się odbywają, ale w określonych miejscach. Bliżej tego miejsca [ na ul. Węglarskiej - red. ] jest cicho, nic się nie dzieje.

Od 2011 roku przyjeżdżamy do Polski na różne festiwale, jarmarki świąteczne. Byliśmy już w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Zielonej Górze, Warszawie. W niektórych miastach więcej niż raz. Podczas jednej z tych imprez usłyszeliśmy o Jarmarku św. Dominika. W ubiegłym roku przyjechaliśmy po raz pierwszy. Gdańsk jest fantastyczny, atmosfera miasta jest niezwykła, ludzie są bardzo życzliwi. Do tej pory nie byliśmy na tak dużym jarmarku.

Na gdańskich targach prowadzimy trzy punkty gastronomiczne, w tym jeden ze słodyczami. Organizacja? W porządku, choć mieliśmy drobne problemy - ale to zdarza się wszędzie.

Na Węgrzech prowadzimy dwa sklepy. Chcieliśmy otworzyć też sklep w Polsce, ale procedury były zbyt skomplikowane.

W ojczyźnie również jeździmy po różnego rodzaju targach, festynach. Biznesowo, polskie targi opłacają się bardziej niż te węgierskiej. Czemu nie jeździmy po innych krajach i ograniczamy się do Polski? Wyjazdy są dobre, ale na pewien czas. Na dłuższą metę trudno jest zostawić dom i lokalny biznes.

Do Polski przyjeżdżamy, bo chcemy, by nasze węgierskie jedzenie było bardziej popularne - taka forma PR-u. Na naszych kramach może spróbować tradycyjnych, węgierskich potraw. I ludzie rzeczywiście to robią - pytają co to jest, jak się je, chętnie próbują. Największą popularnością cieszy się langosz, czyli placek smażony w głębokim oleju podawany np. z sosem śmietanowo-czosnkowym.

Wiele osób, które odwiedziły nas w ubiegłym roku pyta o nas, wraca. Nie mamy sprzedaży internetowej, więc jeśli ktoś będzie chciał spróbować naszych potraw po jarmarku, będzie musiał czekać do kolejnego roku. Na pewno tu wrócimy!