Koronawirus. Epidemia dała się we znaki morskim spedytorom z Trójmiasta. Ładunków jest mniej niż zwykle, ale największe spadki dopiero się szykują.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

10 marca do terminalu kontenerowego DCT w Gdańsku miał zawinąć “OOCL Germany”, jednostka regularnie kursująca między Europą a Dalekim Wschodem. Chin jednak nie opuścił do dzisiaj. Kolejni armatorzy wyprawili na Stary Kontynent statki o mniejszej ładowności. Dotrą do Gdańska w ciągu dwóch tygodni.

O zmianach w harmonogramie spółka informowała z miesięcznym wyprzedzeniem, bo mniej więcej tyle czasu potrzebują kontenerowce, aby dopłynąć z chińskich portów do europejskich terminali. Ale dla branży morskiej doniesienia z Państwa Środka są jak bomba z opóźnionym zapłonem.

- Efekt koronawirusa poznamy w kwietniu. Wcześniej sytuacja była przewidywalna, ale obecnie nawet sami armatorzy nie wiedzą, jakie będzie tempo dostaw - tłumaczy Katarzyna Frankiewicz z DCT Gdańsk.

BARTOSZ BAŃKA

Spółka trzyma rękę na pulsie także u siebie. Odwołała większe spotkania czy firmowe i szkolne wycieczki po obiekcie. - Wolimy zachować ostrożność - przyznaje Frankiewicz w rozmowie z “Wyborczą”.

Koronawirus uderzy w transport morski? "Sytuacja jest napięta" 

Z powodu pandemii jak na szpilkach siedzą morscy spedytorzy z Trójmiasta. - Ładunków jest mniej, ale trudno powiedzieć, czy jest to spowodowane koronawirusem, bo przestoje w transporcie zdarzały się w przeszłości. Na razie działamy, jakby nic złego się nie działo, bo drastycznych spadków jeszcze nie ma - tłumaczy anonimowo jeden z nich.

Nasz rozmówca przyznaje, że z kolegami po fachu spodziewają się większego tąpnięcia: - Sytuacja jest napięta, docierają do nas sprzeczne informacje o anulowaniu kolejnych zawinięć, a klienci pytają nas, czy porty w ogóle będą działały. Kolejne ładunki mogą po prostu nie przypłynąć.

Z kolei Marek Tarczyński, przewodniczący Polskiej Izby Spedycji i Logistyki, w rozmowie z poniedziałkową “Rzeczpospolitą” szacował, że największe spadki są jeszcze przed firmami logistycznymi.

- Z analizy gdańskiej listy planowanych na marzec zawinięć statków możemy mieć do czynienia z 20-30-procentowym zmniejszeniem ilości przeładunków - przekonywał Tarczyński.

Maersk, jedna z największych linii żeglugowych świata, zakomunikował, że w kwietniu spodziewa się odbicia po słabym początku roku, a już we wrześniu “sytuacja ma wrócić do normy”.

- Trudno jednak powiedzieć, co dokładnie mają na myśli. Czy chodzi o to, że obroty będą identyczne jak w ubiegłym roku? - zauważa nasz rozmówca.

Widać jednak światełko w tunelu. Pekin od kilku dni przekonuje światową opinię publiczną, że udało mu się zapanować nad epidemią. Spada liczba zgonów i zarażeń, wraca też życie w kolejnych fabrykach. Z kolei spedytorzy twierdzą, że produkcja w Chinach nie stanęła, ale ze względu na chorobę statki nie mogły opuścić portów.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem