Zuzanna jest muzykiem, żyła w Anglii od półtora roku. Wyjechała tam na studia i po nich została. Opowiada nam o trudnej decyzji powrotu do Polski i izolacji na domowej kwarantannie, w której obecnie przebywa.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

25-letnia gitarzystka studiowała kompozycję filmową na Kingston University. Do zagranicznej, prestiżowej uczelni trafiła m.in. dzięki stypendium im. Fahrenheita, przyznawanego przez władze miasta szczególnie uzdolnionym młodym ludziom. Dzięki grantowi mają być oni “ambasadorami” Gdańska w świecie. Zuzanna studia skończyła w styczniu tego roku, a ostatnio zajmowała się udzielaniem m.in. lekcji gitary i śpiewu dzieciom i młodzieży oraz dwoma projektami muzycznymi.

Czemu zdecydowałaś się wrócić do Polski? Skorzystałaś z programu "Lot do domu". Opowiedz jak to wyglądało.

- To była bardzo trudna decyzja. Zdecydowałam się na powrót po rozmowach z ludźmi z różnych środowisk i zakładając różne scenariusze. Biorąc pod uwagę, że wszędzie izolacja może potrwać długo, wracając do Polski przynajmniej jestem bliżej rodziny. Przyleciałam we wtorek, 17 marca. Na lotnisku w Londynie można było zauważyć dużo więcej ludzi w maskach czy rękawiczkach niż na ulicach, tam niewiele osób je nosiło.

Ekipa sprzątająca na lotnisku częściej czyściła stoły restauracyjne. Przed wejściem na pokład stewardesa w maseczce i rękawiczkach sprawdzała nam temperaturę. Jeśli chodzi o liczbę ludzi w samolocie, to nie czułam specjalnego zatłoczenia. Jak normalny, chyba całkiem wypełniony samolot. Miałam takie delikatnie wrażenie, że oczywiście jest szansa, że ktoś z nas jest zarażony. Niemniej usłyszałam kaszel tylko raz lub dwa razy. Dużo rzadziej niż w choćby londyńskim metrze (śmiech).

Jak przebiegały procedury po przylocie do Warszawy i jak dostałaś się ze stolicy do Gdańska?

- Już w samolocie trzeba było wypełnić karty informacyjne. Po wylądowaniu wszyscy musieli pozostać na miejscach i czekaliśmy na przedstawicieli służby granicznej, by ponownie zmierzyli temperaturę. Następnie każdy udał się do kontroli granicznej, co jest zwykle obowiązkowe po przylocie z Wielkiej Brytanii. Kontroler poprosił o paszport, adres, gdzie spędzę kwarantannę, numer telefonu i pobrałam ulotkę, w której można znaleźć instrukcje dotyczące kwarantanny. Z powrotem do Gdańska miałam ogromne szczęście. Dzień przed wylotem nie rezerwowałam żadnego połączenia do Gdańska, bo nie byłam pewna, jak wszystkie procedury w Warszawie ostatecznie się zakończą. Szczęśliwie na lotnisku spotkałam kolegę z Gdańska, który powiedział mi, że wraca z innym kolegą samochodem do naszego miasta rodzinnego. To moi osobiści bohaterowie.

Obecnie przebywasz w odosobnieniu na "domowej" kwarantannie.

- Tak, kwarantanna 14-dniowa jest obowiązkowa dla tych, którzy w najbliższym czasie przylatują do Polski. Spędzam ją w wynajętym na ten czas mieszkaniu. Wydawałoby się, że będzie to okres nudy i osamotnienia, ale jest wręcz przeciwnie. Kontynuuję prowadzenie lekcji muzycznych przez internet, współpracuję z grupami twórczymi przez wideokonferencje, rozmawiam internetowo lub telefonicznie z rodziną i dużą liczbą znajomych. Przez to wszystko łatwo zapomnieć o odpoczynku. Poza tym mam ze sobą gitarę, a z nią nigdy nie jest mi nudno.

Pikieta przeciw polityce brytyjskiego rządu (w kwestii walki z pandemią koronawirusa). Downing Street. Londyn, 16 marca 2020
Pikieta przeciw polityce brytyjskiego rządu (w kwestii walki z pandemią koronawirusa). Downing Street. Londyn, 16 marca 2020  Fot. Dominic Lipinski / AP

Od kiedy dało się wyczuć w Londynie, że coś jest nie tak w związku z epidemią?

- Osobiście ostatni tydzień przed wyjazdem byłam bardzo spokojna. Gdy w Polsce zostały zaostrzone różne procedury, powoli zadawałam sobie sprawę z zaistniałej światowej sytuacji. Tak jak w Polsce papier toaletowy był w Londynie tuż przed moim wyjazdem deficytowym towarem. (śmiech)

Z twoich obserwacji - czy Brytyjczycy jak społeczeństwo rzeczywiście tak raczej bezstresowo podchodzą do koronawirusa, jak to widzimy/słyszymy w rozmaitych relacjach? A może to efekt tego, że dopiero w ostatnich dniach wprowadzono restrykcje, takie jak np. zamknięcie szkół. Nadal są one jednak dużo mniejsze niż w Polsce.

- Rzeczywiście większość restrykcji wprowadzono już po moim przylocie do Polski. Sytuacja zmienia się tam z dnia na dzień, co relacjonują mi znajomi, którzy zostali. W Londynie funkcjonuję w mocno międzynarodowym środowisku, jeśli chodzi o samych Brytyjczyków, których znam, to postawy są różne, pewnie tak jak tutaj. Koleżanka z pracy mówiła, że nie boi się, że sama będzie chora, ale tego, że ewentualnie mogłaby zarazić innych i ogólnej paniki. Z kolei kolega był bardziej sfrustrowany sytuacją finansową, ponieważ będąc samozatrudnionym, zabezpieczenie pieniężne w przypadku izolacji jest niepewne. Od decydującego weekendu epidemii w Polsce na początku marca, w swoim londyńskim środowisku obserwowałam już jednak stopniowe i indywidualne odwoływanie różnych projektów przez różne osoby i instytucje, bez oczekiwania na decyzję rządu brytyjskiego.

Wrócisz do Londynu w najbliższym czasie?

- Jeśli tylko będzie taka możliwość, chciałabym wrócić. Chociażby po to, by pozamykać różne sprawy i projekty.

Na koniec - czy chciałabyś coś powiedzieć Polakom, którzy znajdują się za granicą i zastanawiają się, czy skorzystać z akcji "Lot do domu"?

Chciałam powiedzieć, że nie jest to czas na osądzanie. Każdego decyzja jest indywidualna. Każdego sytuacja jest inna. Jeśli ktoś zdecyduje się na powrót do domu, życzę tej osobie siły i spokoju, i apeluję o przestrzeganie kwarantanny. Robimy to dla samego siebie i całego społeczeństwa.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Aleksandra Sobczak poleca
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    Kwarantanna której poddała się Pani po skontaktowaniu dwóch osób (nie mówić o tłumie na lotnisku) jest bardzo niepokojąca. Nie oceniam Pani decyzji ale organizacja "Lotu do domu" jest daleka od standardów epidemiologicznych. Niedawno "Wyborcza" opisywała jak wyglądało to na Tajwanie, gdzie nowych zakażeń już nie ma. W przypadku Polski skutki tej akcji odczujemy w ciągu 2 tygodni, ale wolałabym się mylić...
    @PDD7
    nie ma znaczenia, wszyscy z lotniska będą na obowiązkowej kwarantannie, żadna różnica czy pani Zuzanna spotkała ich w samolocie czy na terenie lotniska.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @PDD7
    Teraz jest kwarantanna. Ale jeszce 8 marca żadnej kwarantanny po powrocie z GB nie było, temperatury nikt nie sprawdzał, latały wypełnione tłumem samoloty.
    A jeszcze 2 tygodnie wcześniej to już totalna cisza i brak paniki i kontroli i ostrzeżeń. Te wszystkie działania izolacyjne itp są spóźnione mocno.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Byc blisko rodziny, jakie to piekne?to jest polska katoliczka, pcha sie do Polski, bo przepowiednia mowi, wszyscy zgina w Europie, Polska przezyje. To jest prostactwo.
    @turpin
    Glupia odpowiedz,poniewaz kazdy wie jak funkcjonuje sluzba zdrowia w Polsce.Mozna pomoc bedac w lepszych warunkach, albo bedac cynikiem jak Ty,powiedziec,jak upasc, to tylko na swietej ziemi w Polsce.
    już oceniałe(a)ś
    1
    1