- Jak nazywa się po polsku pierwszy miesiąc lata?
- Lipiec.
- W lipcu przyjechaliśmy do Polski z Białorusi. A jak nazwa drugiego miesiąca?
- Sierpień.
- W sierpniu otworzyliśmy w Gdańsku sklep charytatywny. Chcieliśmy pomagać Polakom, tak jak wy nam pomagaliście.
Przez prawie pół roku Evgeniya Apanasevich prowadziła w centrum Gdańska punkt, w którym przyjmowała używane ubrania i przekazywała je potrzebującym.
Lipiec
Evgeniya Apanasevich, jej mąż Siarhei i 7-letni syn Platon przyjeżdżają do Polski na początku wakacji. Z Białorusi zabierają też ze sobą psa.
- Dlaczego wybraliście Gdańsk?
- Bo tu jest morze, a na Białorusi nie ma. I spokój.
Evgeniya ma 36 lat i bez przerwy się śmieje. Na Białorusi mieszkała w przemysłowym mieście Żodzino, pięćdziesiąt kilometrów od Mińska. Przez 14 lat pracowała jako nauczycielka fizyki i informatyki. Mąż prowadził własną firmę.
Decyzję o wyjeździe do Polski podjęli kilka miesięcy wcześniej, ze względu na sytuację polityczną.
- Na Białorusi nie ma wolności słowa, nie można powiedzieć wprost tego, co się myśli. Można iść do więzienia nawet za skarpetki w kolorze biało-czerwono-białym.
To barwy historycznej flagi Białorusi, symbolu protestu przeciwko prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence, który często pojawia się na antyrządowych demonstracjach. Evgeniya chodziła na manifestacje, robiła też kanapki dla rodzin, które przyjeżdżały do Żodzina i koczowały pod więzieniem, żeby dowiedzieć się o losach swoich zatrzymanych krewnych. Mieszkańcy Żodzina ustawili dla nich kuchnię polową, taksówki odwoziły za darmo ludzi do rodzinnych miejscowości.
- Władze Białorusi dalej wsadzają do więzienia tych, którzy chodzili na antyrządowe demonstracje. Sprawdzają, co ludzie robili rok wcześniej. Nie dają nam spokoju - mówi Evgeniya Apanasevich, która dopiero w Gdańsku zaczęła dobrze spać.
Evgeniya z mężem i synem wynajmują mieszkanie w Śródmieściu Gdańska.
- Nigdy wcześniej nie byliśmy w Gdańsku, tak bardzo nam się tu spodobało, że chcieliśmy każdego dnia patrzeć na piękne domy i architekturę - śmieje się.
Sierpień
Po przyjeździe do Gdańska nauczycielka z Białorusi zakłada działalność gospodarczą i otwiera sklep charytatywny. Pomysł podpatrzyła w Mińsku, odwiedziła też punkt charytatywny na ul. De Gaulle'a we Wrzeszczu.
- Polska otworzyła drzwi dla Białorusinów, wielu naszych obywateli znalazło tutaj swój dom - mówi Evgeniya. - Za tę pomoc chciałam się odwdzięczyć. Poza tym w Trójmieście mieszka bardzo wielu Białorusinów, którzy nie mogą wrócić do siebie. Czasem przyjechali z jedną walizką i jest im ciężko. Oni również potrzebują pomocy.
Białorusinka wynajmuje lokal na ulicy Kowalskiej 3 w centrum Gdańska, do środka wstawia wieszaki. Pierwsze rzeczy kupuje w hurtowni z używaną odzieżą. Nad drzwiami sklepu pojawia się szyld "Dua Vivo" a na Facebooku i Instagramie - profil duavivo_gdansk. Evgeniya umieszcza w mediach społecznościowych krótkie filmiki, na których przymierza przyniesione przez gdańszczan sukienki, marynarki i spodnie.
- Sklep ma też orientację ekologiczną, bo odzież zamiast trafiać na śmieci, dostaje nowe życie - tłumaczy Białorusinka.
Ubrania dla dzieci dostępne są w sklepie za darmo, podobnie jak książki wystawione na półkach przed wejściem. 90 procent przyniesionych rzeczy Evgeniya przekazuje potrzebującym - Polakom, Białorusinom, Ukraińcom, a nawet Włochom. 10 procent sprzedaje w sklepie po symbolicznych cenach (damską marynarkę można tu kupić za 5 zł), żeby pokryć koszty najmu, ZUS-u i księgowej.
Wrzesień
Platon, 7-letni syn państwa Apanasevich, idzie do pierwszej klasy podstawówki w Gdańsku. Rodzice są zadowoleni: chłopiec szybko uczy się języka, klasa często chodzi na wycieczki po mieście albo do kina. Evgeniyi podoba się też to, że w Polsce dzieci w pierwszych klasach nie muszą pisać długopisem, tylko ołówkiem. Jej mężowi - że chłopiec, który gra w piłkę nożną, w Gdańsku będzie mógł rozwijać swoje umiejętności.
- Nasz syn skończył już pierwszą klasę w Żodzinie, w Polsce powtarza rok ze względu na naukę nowego języka - tłumaczy Evgeniya. - U nas dzieci musiały od razu pisać długopisem, a kiedy zrobiły błąd, przepisywały pracę od nowa. W polskiej szkole dzieci mają prawo do błędu.
Siarhei Apanasevich pracuje w Gdańsku jako taksówkarz, ale również myśli nad założeniem własnej firmy. W Białorusi zajmował się importem rur, tutaj musi znaleźć nowy pomysł na działalność. Na razie rodzina utrzymuje się z jego zarobków, bo sklep nie przynosi żadnych dochodów.
Październik
Tego miesiąca klienci przynieśli do sklepu ponad 200 kilogramów ubrań. 89 kilo rozdano w sklepie lub osobom, które o to prosiły. 12 kilogramów Evgeniya zawiozła do noclegowni dla bezdomnych w Gdańsku i Gdyni, ponad 70 przekazała do Fundacji Wszystko Jest Możliwe, 10 kilo używanych koców i ręczników trafiło do schroniska dla zwierząt. Resztę sprzedała w sklepie.
- Ludzie zaczęli przynosić nam do sklepu nie tylko ubrania, ale też sprzęt AGD, książki - mówi Evgeniya. - Jednej rodzinie przekazaliśmy łóżeczko dziecięce.
Żeby otrzymać ubrania ze sklepu charytatywnego, trzeba wypełnić prostą internetową ankietę. Każdego tygodnia Białorusinka publikuje w mediach społecznościowych informacje, do kogo trafiły ubrania. Dzięki sklepowi pomoc otrzymała między innymi rodzina z trójką dzieci z Białorusi, emerytka z Sopotu, mężczyzna z Gdyni, rodzice z Warszawy, samotna mama z Gdańska.
- Pisały do nas z prośbą o pomoc osoby z Białorusi i Ukrainy mieszkające w Gdańsku, wysyłałam też paczki do różnych miast w Polsce - tłumaczy Evgeniya. - Raz znalazł się pan, który zabrał swoim samochodem ubrania dla dwóch rodzin na Białorusi.
Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl
Listopad
Evgeniya zaczyna się martwić. Czynsz za wynajem niewielkiego lokalu na Kowalskiej jest wysoki, z ogrzewaniem opłaty wynoszą 4 tys. zł miesięcznie.
W październiku Białorusinka wysłała list do prezydentki Gdańska Aleksandry Dulkiewicz z prośbą o możliwość wynajęcia lokalu od miasta, po niższej stawce. Pisma w tej sprawie wysłali też stali klienci sklepu. Do tej pory Evgeniya Apanasevich nie dostała jednak odpowiedzi.
W każdy wtorek nauczycielka z Białorusi przekazuje ubrania misjonarzom kościoła ulicznego, którzy spotykają się w okolicach Bramy Wyżynnej w Gdańsku.
- Zawsze byli chętni, żeby wziąć rzeczy od nas - mówi Evgeniya. - Dzięki temu widziałam od razu, do kogo trafiają ubrania.
Evgeniya z mężem nie chcą wracać na Białoruś. Domu w Żodzinie na razie nie sprzedali, ale zamierzają to zrobić, kiedy dostaną prawo stałego pobytu w Polsce.
Grudzień
Odpowiedzi z urzędu nadal nie ma. Przed świętami Bożego Narodzenia Evgeniya postanawia zamknąć sklep. 100 kilogramów ubrań, które nie zostały rozdane, zawozi do garażu znajomych.
- Przez wszystkie miesiące mojej pracy w sklepie za nasze utrzymanie płacił mąż. Musiałam znaleźć jakieś płatne zajęcie. Teraz sprzątam mieszkania. Życie emigranta nie od razu jest lekkie - Evgeniya nie przestaje się uśmiechać.
Nauczycielka jest też administratorką grupy "Białorusini w Gdańsku" na internetowym komunikatorze Telegram. Należy do niej prawie 660 osób. Marzeniem Evgeniyi jest, by jej rodacy mieli w Gdańsku salę do spotkań. Latem i jesienią umawiają się w parku Reagana, ale teraz jest za chłodno na dłuższe spacery.
W takiej sali, marzy Evgeniya, mógłby też stanąć wieszak z używanymi ubrankami dla dzieci. Tak, żeby każdy mógł brać je za darmo.
Styczeń
Wysyłam pytanie do Urzędu Miejskiego w Gdańsku o pomoc w wynajęciu lokalu dla Białorusinki. Odpowiedź przychodzi następnego dnia.
- Gdańskie Nieruchomości zaproszą zainteresowaną do udziału w najbliższych ogłaszanych procedurach najmu lokali, w których ograniczenie nie będzie wykluczało charakteru jej działalności - informuje Olimpia Schneider, kierowniczka referatu prasowego biura prezydenta Gdańska. - Program Lokal na Start za 1 zł, o którym wspomina pani Yauheniya [urzędowe imię Apanasevich - red.] w swoim piśmie, skierowany jest właśnie do osób, które rozpoczynają działalność i dzięki któremu, na preferencyjnych warunkach najmu, mają możliwość prowadzenia i rozwijania biznesu w lokalach miasta. W programie uczestniczyć mogą zarówno osoby, które działalność rozpoczęły w ciągu roku przed ogłoszeniem konkursu na najem, ale także osoby prowadzące własny biznes dłużej, a w lokalu na start, dzięki preferencyjnej wysokości czynszu, zaoszczędzone środki zainwestować mogą w rozwój biznesu.
Evgeniya dostaje też odpowiedź z biura Aleksandry Dulkiewicz, prezydentki Gdańska: "Sklepik, o którym Pani pisze, jest piękną inicjatywą i Pani prezydent chciałaby nie tylko pomóc, ale również wyrazić słowa uznania. Życie w nowym miejscu jest wymagające, a Pani po przyjeździe niemal od razu skierowała swoje działania na rzecz innych. Słowa z listu >>chcielibyśmy dalej pomagać obywatelom Polski, bo Polska pomogła wielu Białorusinom<< wzruszają".
Od początku działalności sklepu charytatywnego Evgeniya Apanasevich uratowała 1003 kg używanej odzieży.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Tak
i ?zwyczajny? Siergiej a nie żaden Siarhei
Takie imie i nazwisko widnieje w paszporcie po translacji z cyrylicy
Wyobraź sobie, że dla ludzi posługujących się cyrylicą poza swoim krajem standardem transliteracji na alfabet łaciński nie są normy polskie, tylko właśnie angielskie. Doprawdy nie wiadomo, dlaczego.
Są dwie różne sprawy - oficjalna transliteracja białoruska i polska transliteracja. Z tej drugiej korzystamy kiedy nie ma oficjalnej urzędowej białoruskiej. Tę panią możemy nazwać Evgeniyą, Jewgeniją albo Eugenią, ale to jej decyzja, nie nasza. A w papierach ma wiadomo jak.
Artykuł obnaża lekceważenie przez gdański Urząd Miejski tzw. "petenta", nie wiemy tylko, czy Białorusinom jest gorzej niż innym. Urząd - z rozmachem - lekceważy także tych, którzy bezinteresownie służą ludziom gorzej lub źle sytuowanym. Pomoc takim ludziom to jeden z obowiązków władz miasta, w którą to pomoc włączyła się p.Eugenia. Urząd Miejski jakoś nie łączy tych spraw, może w ogóle tego związku nie dostrzega ?
Nie piszę gołosłownie:
ZA DARMO przekazałem AMW kolekcje sekstantów (jedną z największych prywatnych na świecie).
SAM ..za WŁASNE PIENIĄDZE odbudowuję, już drugą, historyczną barkę.
Tandem: Adamowicz-Dulkiewicz zrobili wszystko by podstawić mi nogę, Muzeum Morskie w Gdańsku nie chciało mojej kolekcji w zamian za pomoc w anulowaniu debilnej decyzji Adamowicza (opis na stronie molendiep pl)
Chciałem zdjąć z Gdańska odium miasta "niemieckiego"
Chciałem pokazać historyczne związki Niderlandów i Polski.
Obie moje barki: niderlandzka i polska mają bardzo podobną budowę.. Barkę zwodowałem na oczku wodnym w swoim ogrodzie. Na bramie jest napis:
WÓZ DRZYMAŁY NA WODZIE - POMNIK HOLENDERSKIEJ MYŚLI TECHNICZNEJ I POLSKIEJ GŁUPOTY URZĘDNICZEJ JEDNOCZEŚNIE
Obrażony i stękający.....i niepotrzebne złe słowa.
masz pecha, w tenkraju Adamowicz i Dulkiewicz to męczennicy i złego słowa powiedzieć nawet o tym co ch...owego zrobili to nie można
Tobie życie nie wyszło i radzę - pogódź się z tym - im szybciej tym dla Ciebie lepiej ...