Kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni, w Wigilię Bożego Narodzenia, słyszałem w słuchawce, że cierpi. Choć On sam o bólu i nawrocie choroby – jak zawsze – wspomniał tylko przez chwilę, mimochodem. Więcej mówił o nadziei, o tym, że mocno wierzy, że choć choroba znów silnie zaatakowała, to będzie walczył. I mówił o Agnieszce, swojej żonie, że ją podziwia, jak się nim zajmuje, że cały czas jest obok, że nie wie, jak ona daje sobie z tym wszystkim radę.
Jak zwykle, mimo bólu, potrafił się uśmiechać. A nawet śmiać. Nie tak intensywnie i energicznie, jak kiedyś, znacznie słabiej, delikatniej. Ale zawsze, kiedy wspominaliśmy różne chwile – w Słupsku, Trójmieście czy Zakopanem, dużo się śmialiśmy. To również mi dawało teraz nadzieję – może wcale nie będzie tak źle, powinien wygrać z tym choróbskiem, przecież jest silny, przecież wierzy, tak bardzo chce zwyciężyć…
Niestety, choroba okazała się silniejsza.
Krzysztof Nałęcz zmarł w sobotę w wieku 57 lat.
Przez 10 lat, jako dziennikarz i redaktor, pracował w „Gazecie Wyborczej" – w Słupsku i Gdańsku. To on dał mi szansę, przyjął mnie do pracy, zlecił pierwszy materiał, a potem tak wiele mnie nauczył. Uwielbiał pracę w mediach, zawsze był bardzo przejęty i zaangażowany, zawsze był profesjonalny, obiektywny i prawdziwy. Po odejściu z „Wyborczej" pracował w „Nowym Dniu", „Giełdzie Samochodowej" i „Głosie Pomorza", którym jako redaktor naczelny kierował przez 13 lat. Ostatnio pracował w słupskiej redakcji Radia Gdańsk.
Kochał sport (zdecydowanie najbardziej koszykówkę), historię, muzykę i Ustkę, z której pochodził i gdzie mieszkał. Ale najbardziej kochał rodzinę – Agnieszkę, Maksa, Bartka, Tosię i Mikołaja. To dla nich tak dzielnie i wytrzymale, mimo kolejnych trudności, walczył z chorobą.
Łączę się w bólu z całą Waszą Rodziną.
Krzysiek, „Zdravko" (właściwie tylko tak do Ciebie mówiłem), za wszystko jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Gdyby nie Ty, nie byłoby mnie tu, gdzie teraz jestem, Przyjacielu...
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze