Pozostałości po okręcie znajdują się w Podwodnym Magazynie Wraków. Jeden z nurków opowiedział nam, jak przenosi się ogromne elementy i po co w ogóle się za to zabrano.
Kiedy zacząłem dokładniej badać historię zaginięcia "Wilhelma Gustloffa", trafiłem na teorię, która mówi, że Bursztynowa Komnata została wywieziona z Królewca na pokładzie statku.
- Zdaję sobie sprawę, że osoby, które brały udział w tej wyprawie, nie były fachowcami i zawierzyły informacjom uzyskanym od organizatorów wycieczki. Z profesjonalnego punktu widzenia, było tam wiele sygnałów, które powinny zapalić czerwoną lampkę - mówi kmdr por. rez. Robert Polewski z Ośrodka Szkolenia Prac Podwodnych Harpun.
Na Atlantyku trwają poszukiwania turystycznej łodzi podwodnej "Titan", którą kilka majętnych osób chciało dotrzeć do wraku "Titanica". - Takie komercyjne eskapady zdarzały się już wcześniej, ale dotąd jednostkami zbudowanymi przez wojsko albo do celów naukowych - podkreślają eksperci.
- Turysta wchodzi do takiego zamkniętego pojazdu i wie, że chwilę wcześniej podpisał papier, w którym zgadza się, że może umrzeć - mówi Karina Kowalska, kustoszka Muzeum Nurkowania.
- Jeśli doszło do rozszczelnienia kabiny głównej, to nikt nie przeżył. Nie ma szans, żeby zalało ich np. do połowy, to ciśnienie 400 atmosfer, pierwsze krople działają jak kule karabinu - Tomasz Stachura, jeden z najbardziej aktywnych nurków wrakowych na Morzu Bałtyckim, opowiada o swoich przypuszczeniach związanych z zaginięciem batyskafu "Titan".
W weekend ruszyła wyprawa na wrak "Karlsruhe". Istnieje teoria, że na jego pokładzie znajduje się Bursztynowa Komnata.
Tylko od początku roku do gdańskiej straży miejskiej wpłynęło 116 zgłoszeń dotyczących porzuconych aut. Jak się okazuje, z roku na rok, wraków na ulicach i podwórkach miasta jest coraz więcej.
- Szansa, że Bursztynowa Komnata znajduje się we wraku "Karlsruhe" wynosi od 1 do 2 proc., ale nie ma innego miejsca na świecie, gdzie ta szansa mogłaby być większa - mówi Tomasz Stachura, nurek, szef grupy Baltictech, która na dnie Bałtyku odkryła wrak parowca.
Rodzina płetwonurka na jego pogrzeb czekała siedem lat. Od chwili zaginięcia ciało Roberta spoczywało przy wraku "Wilhelma Gustloffa", okręcie mogile wojennej, na której nielegalnie nurkował z kolegami. Oficjalna wersja wyprawy była inna.
Letnicy lubią się fotografować przy różnych rzeczach. Na Krupówkach przy niedźwiedziach, a w Brzeźnie, po wojnie, przy wraku niemieckiego torpedowca, który po kilku latach z atrakcji stał się utrapieniem plażowiczów.
Trzy lata po zatonięciu z Mariny Gdańsk został wydobyty wrak łodzi "Incentive". Właściciel nie interesował się jednostką, która zatonęła. Za wydobycie zapłacił Gdański Ośrodek Sportu.
Kombinezon i ekwipunek, jaki miał na sobie odnaleziony niedawno na wraku M/S "Wilhelm Gustloff" płetwonurek, odpowiada temu, w jaki ubrany był zaginiony siedem lat temu Robert Szlecht z Poznania. Jeśli badania DNA potwierdzą przypuszczenia śledczych, to członkowie starej wyprawy trafią na przesłuchania. Oficjalnie mieli nurkować na innym wraku.
Robert Szlecht nie wypłynął na powierzchnię podczas ekspedycji nurkowej siedem lat temu. Teraz najprawdopodobniej jego ciało odnaleziono na wraku MS "Wilhelm Gustloff", wojennym cmentarzysku, którego eksploracja bez zezwoleń jest zabroniona. Rodzina czeka na potwierdzenie tożsamości zwłok.
W ciągu kilku lat wrak niemieckiego tankowca z okresu II wojny światowej, Franken, wskutek korozji zapadnie się i ze zbiorników statku może dojść do wycieku nawet 1,5 mln litrów paliwa wprost do Zatoki Gdańskiej. Ekolodzy ostrzegają przed katastrofą i liczą na pomoc finansową w oczyszczeniu wraku.
Z eksploracji niemieckiego wraku z okresu II wojny światowej, statku "Bremerhaven", nie wrócił 45-letni płetwonurek z bazy nurkowej "Litoral" w Gdyni. Mężczyzna w sobotę nie wypłynął na powierzchnię po planowanych trzech godzinach zanurzenia. Jak doszło do tragedii?
Podczas spaceru plażą w Piaskach nasz czytelnik natknął się na wystający z wody wrak łodzi. Na jego prośbę sprawdziliśmy, co to za znalezisko.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.