Remigiusz Boszke z Helu domaga się od tamtejszego szpitala 250 tys. zł, bo lekarz z izby przyjęć nie rozpoznał u niego wylewu. - Zamiast przewieźć męża na salę operacyjną, chciał odesłać go do izby wytrzeźwień - mówi żona sparaliżowanego 38-latka.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.