Łukasz Waś pilnuje, by nie było tu 'drugiej Zatoki Meksykańskiej'.
Na początku zaglądamy na stanowisko pracy pana Łukasza, kierownika zmiany eksploatacyjnej. - W tej pracy cały czas trzeba być czujnym. Nadzorujemy tu wszelkie parametry wydobywcze, pomiary ciśnienia, zabezpieczenia anty-wybuchowe. A sama praca na platformie? Na pewno jest bardzo specyficzna. Pracownikom i ich rodzinom na pewno nie jest najłatwiej, zwłaszcza gdy trzeba pracować w Święta. Jedni znoszą to lepiej, inni gorzej - przyznaje.
Na szczęście dla pracowników, na platformie możliwości na spędzanie wolnego czasu jest sporo. - Każdy stara się nie poświęcać go tęsknocie za domem. Mamy tu sporo rozrywek. Są sale rekreacyjne z telewizją satelitarną i internetem, jest play-station, ping-pong, badminton (foto poniżej), siłownia. Ostatnio przerobiliśmy nawet jedno z niepotrzebnych już firmie pomieszczeń na boisko piłkarskie, oczywiście takie malutkie. Ja jednak najbardziej lubię książki, zawsze zabieram tutaj kilka sztuk.
Dominik Markiewicz - operator i pilot. 'W tej grze nie ma save?ów'
Pan Dominik zajmuje się obsługą podwodnych pojazdów, służących do napraw instalacji wydobywczych i kontroli pracy nurków. Nie tylko na Baltic Becie, ale też innych platformach Lotosu.
- Na wyposażeniu mamy trzy takie pojazdy, każdy wart około 400 tys. złotych. Sterowanie nimi to jak gra komputerowa, tylko nie ma save?ów, drugich żyć, a gra się na poziomie ultra-hell. Pracy jest co nie miara. Pojazdy są w ruchu częściej niż TIR-y i notorycznie obcierają się o instalacje. Bałtyk jest słabo przejrzysty, czasami oko kamery ma wizurę, czyli widoczność, tylko na metr. Kilka lat temu jednemu z moich kolegów udało się niestety zniszczyć taką maszynę, od tamtej pory pilnujemy się potrójnie.
A tak wygląda maszyna Seaeye Falcon w akcji:
Jarosław Koprowski - marynarz i strażak. 'Pracuję tu od samego początku'
Pana Jarosława spotykamy przy zwiedzaniu platformy z lotu ptaka (patrz następny slajd). Po krótkiej rozmowie zorientowaliśmy się, że jest tu jedną z najbardziej zapracowanych osób. Na każdej 12-godzinnej zmianie odpowiada za bezpieczeństwo pożarowe całej platformy.
- Takich jak ja jest na platformie czterech, po dwóch na każde dwa tygodnie. Pracy mamy sporo. Wystarczy, że na przykład spawacz ma coś do roboty, to ja muszę mu asystować, rozkładać koce pożarowe i gaśnice. Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Tak samo przy lądowaniu helikoptera. Stoję wtedy przy ręcznym działku wodnym i w razie nieszczęścia interweniuję - tłumaczy pan Jarosław. Poniżej zdjęcie z działkiem:
Piotr Rzepnikowski, szef kuchni. 'Kiedyś jajówa, dzisiaj dietetycznie'
fot. Dominik Werner / AG
Po pysznie przyrządzonym obiedzie, na który składały się pieczone ziemniaki, łosoś, grzyby i szpinak, postanowiliśmy porozmawiać z kucharzem. - I tak się spóźniliście, szpinak jest już zielony, a jeszcze chwilę temu był seledynowy - usłyszeliśmy od pana Piotra na wstępie.
Zdaniem szefa kuchni na Baltic Beta, dieta pracowników platformy mocno w ostatnich czasach wyewoluowała. - Kiedyś na śniadaniach królowała jajecznica. Dziś jest tylko jednym z dań, a pracownicy chcą jeść lżej i dietetyczniej. Z obiadami jest podobnie, dużo warzyw i gotowanych dań, a coraz mniej smażenia. Pracownicy mogą też ustalić ze mną posiłek indywidualny, w zależności od potrzeb. Niektórzy wiecznie się przecież odchudzają - dodaje z uśmiechem.
Na kolację, na którą pan Piotr zaplanował pięć różnych rodzajów pizzy, już się niestety nie załapaliśmy.
Wszystkie komentarze