Przez pierwsze lata po wojnie na hali sprzedawano głównie produkty spożywcze. W dniach poprzedzających Wielkanoc 1950 r. "Głos Wybrzeża" donosił: "Hala Targowa obfituje dziś w różnorodny towar. W jatkach mięsnych uginają się półki pod ciężarem wędlin i różnych gatunków mięs".
- W latach najcięższego kryzysu mój ojciec był stałym dostawcą towaru na halę - opowiada pan Jerzy, syn kapitana z PLO. - Specjalizował się w zegarkach: Omegi, Delbany i Atlantiki. Szły jak woda.
Nie tylko jego ojciec hurtowo szmuglował z zachodu zegarki. Marynarze, którzy w latach 60. i 70. dorobili się na Delbanach i Omegach, kupowali parcele w Orłowie i budowali domy - podobne do siebie klocki, typowa zabudowa gierkowska. Dziś o tej części Orłowa (rejon ulic Armatorów, Nawigatorów i Cumowników) gdynianie mówią "Zegarkowo".
Ojciec pana Jerzego nie gardził zarobkiem z innych towarów. Na zamówienie handlarzy z hali przywoził kawę Nesca w puszkach, Marlboro i Pallmale. Potem przerzucił się na koszule non-iron, składane parasolki i ortaliony. A za Gierka jak woda szła kremplina, pozłacane łańcuszki z Włoch i dżinsy. Dżinsy schodziły najlepiej.
- Nikt nie pytał o kwity z odprawy celnej. Żeby zmotywować celnika do przymknięcia oka, ojciec przygotowywał stały zestaw: flaszka brandy "Fundator", numer "Playboya" i paczka fajek albo żyletek - opowiada pan Jerzy. Jak mówi, dzięki marynarzom i ich "przedsiębiorczości" gdyńska hala od zawsze była oazą gospodarki rynkowej. - W czasach, kiedy banany i kokosy dzieci z południa Polski oglądały tylko na obrazkach, w Gdyni stragany uginały się od tych towarów. Miałeś kasę, miałeś wszystko.
Fot. Ewa Grabowska
Sławomir Kitowski, autor książek o Gdyni i znawca jej historii pamięta, że na hali kupił pierwsze buty beatlesówki. - Nigdzie nie było tylu płyt z muzyką z zachodu, co tutaj. Zaopatrywali się w nie muzycy, którzy potem tworzyli pierwsze polskie zespoły: Czerwono-Czarni i Niebiesko - Czarni.
Przez lata można tu było kupić wszystko, czego w zwykłym sklepie nikt nie widział: od flamastrów i pierwszych długopisów, przez rajstopy z szwem, koronkową bieliznę i włoskie sweterki po futra, kożuchy i dywany. Dla gdynian, mieszkańców, a nawet turystów z krajów demoludów hala jawiła się jak sezam nęcący bogactwem.
Fot. Ewa Grabowska
- Kawa, dobra herbata, kawior, czekolady, banany, cytrusy, kiwi... Wszystko od marynarzy - wspominają najstarsi sprzedawcy.
Do dziś pamiętają, jak w 1988 r. pojawili się u nich filmowcy. Mirosław Bork kręcił na hali sceny do "Konsula" o znanym oszuście Czesławie Śliwie. W boxie z odzieżą zrealizował zdjęcia z Piotrem Fronczewskim, odtwórcą tytułowej roli.
Fot. Janusz Uklejewski
- Poza tym życie na hali toczyło się swoim rytmem. Napić się chodziliśmy do saturatora, który prowadziły dwie siostry w hali płaskiej. Tutaj stanął pierwszy w Gdyni rożen z kurczakami. Czasem zachodzili Cyganie. Mężczyźni grali, kobiety wróżyły albo sprzedawały patelnie - wspomina Bożena Marczak, która przez lata prowadziła stoisko warzywne. - Latem przypiekało słońce, zimą w jednej ręce trzymałam parasolkę zasłaniając się przed śniegiem, w drugiej miotełkę, którą zmiatałam śnieg z owoców.
Fot. Janusz Uklejewski
Wszystkie komentarze