W 15 na 19 próbek chorych kotów z różnych części Polski wykryto wirusa ptasiej grypy. Pochodzą z Gdańska, Gdyni, Pruszcza Gdańskiego, Lublina, Bydgoszczy i Poznania - poinformował w środę Główny Lekarz Weterynarii. Specjaliści podkreślają: wciąż nie ma mowy o epidemii.
„Straciłam moją kocię nagle. Wszystko zaczęło się w ciągu trzech dni i skończyło również. Zdrowa, cudowna, 4-letnia, niewychodząca nigdy koteczka" – opisuje pani Bożena na facebookowej grupie „Tajemnicza choroba kotów – grupa dochodzeniowa".
Grupa ma już ponad 6,3 tys. członków i codziennie dołączają kolejni. Część opisuje chorobę swoich zwierzaków, inni szukają odpowiedzi na pytanie, jak chronić czworonogi przed chorobą, która atakuje koty.
Tajemnicza choroba kotów, czyli co?
Wszystkie komentarze
Może dlatego, że koty wolnożyjące nikogo za bardzo nie obchodzą? Ot, był kot, a, kręcił się tu kiedyś, a teraz go nie ma, może sobie poszedł? Kotów nie ma aż tak dużo, żeby miały zalegać stosami na ulicach. Poza tym chory kot się zawsze schowa, bo wie, że jest słaby. A jak ktoś za parę tygodni nawet znajdzie kocie zwłoki w piwnicy to myślisz, że się przejmie albo odda próbki do zbadania?
To zalezy, jakie natezenie mialoby to zjawisko. Gdyby wiele kotow bezdomnych umieralo, to mysle, ze nie pozostaloby to jednak niezauwazone. Wiele ludzi dokarmia koty i zauwazyliby, ze nagle ich ubylo. Poza tym wiedzac o chorobie, moga byc teraz bardziej wyczuleni na problem. Byc moze sa jednak przypadki wsrod bezdomnych kotów tylko nikt ich nie zauwazyl. Byc moze te domowe choruja wskutek zjedzenia miesa, a te wolnozyjace - jesli choruja - zarazaja sie bezposrednio od ptakow. Moze byc kilka zrodel wirusa. Tak czy inaczej, bardzo niepokojacy jest fakt, ze powstal szczep wirusa, ktory skutecznie atakuje ssaki. Na razie koty ale kto bedzie nastepny? Oby nie grozila nam kolejna, duzo gorsza epidemia.
albo koty wolne mają lepszy system odpornościowy?
Litości: "na dworze" nigdy "na dworzu".
Co do braku danych o śmiertelności kotów wolnożyjących, to może on wynikać z faktu, że taki chory kot, ukrywa się i ginie w trudno dostępnych miejscach.
W Małopolsce "na polu".
I niech taka różnorodność pozostanie.
A co do kotów.
Jakoś nie umierają te w schroniskach, nie karmione mięsem.
Obchodzą. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Kuzynka, jak mieszkała w mieście, miała mieszkanie na parterze, z balkonem. Dokarmiała kilkanaście jednorazowo.
W malych miasteczkach, czy na wsi, moze ich nie widać, ale w mieście już tak.
Bardzo słuszna i logiczna uwaga. Ja nie karmie moich kotow surowym mięsem drobiowym,ani żadnym
Skąd masz informacje, że nie ma żadnych przypadków śmierci wśród kotów wolnożyjących? Przecież to nawet nie jest możliwe do ustalenia.
Bzdury. Po pierwsze, w większości dużych miast koty wolnożyjące są monitorowane, mają karmicieli (u mnie w dzielnicy nawet mamy grafik karmienia), a nawet specjalnie wyposażony teren, na którym bytują. Dwa, są regularnie odławiane i kastrowane/sterylizowane, a osobniki wygladające na chore odławiane i leczone (to robią głównie fundacje). Trzy, ptasia grypa przenosi się błyskawicznie i nie bierze jeńców. Gdyby źródłem zakażenia były dzikie ptaki, to - nawet gdyby nie istniał system monitorowania kotów wolnożyjących, o którym piszę wyżej - to nie dałoby się nie zauważyć wzmożonego umierania kotów.
Już to blokują. Badania są prowadzone w skandaliczny sposób, tak jak badali skażenie Odry - żeby się czasem nie dowiedziec co jest źródłem zakażenia. Tyle dni upłynęło i o badania i wnioski pokusili się tylko pojedynczy, prywatni weterynarze. Sprawa aż śmierdzi na kilometr, niczym zanieczyszczona Odra.
Pochodze z Warszawy, a wiec z Mazowsza. Aby usprawiedliwic swoj blad powiem, ze "na dworzu" jest to bardzo czesto uzywana tutaj lokalna forma, i sama przyzwyczailam sie jej uzywac, choc rzeczywiscie nie jest ona uznawana za poprawna w ogolnej polszczyznie. Dla mnie forma "na dworze", mimo, ze prawidlowa, brzmi dziwnie, jak "na krolewskim dworze", nie kojarzy sie z miejscem bedacym "na zewnatrz", "poza domem". Duza wage przykladam do przestrzegania zasad poprawnej polszczyznym choc oczywiscie przytrafiaja mi sie bledy.
Tez odnosze wrazenie, ze komus zalezy na tym, aby sprawe wyciszyc. W mediach sa tylko ogolnikowe artykuly, zadnych doniesien o konkretnych wynikach badan. Od 2-3 dni zupelna cisza. Przeciez takie nagle i tajemnicze zachorowania wsrod zwierzat powinny postawic sluzby weterynaryjne na nogi. Zawsze istnieje niebezpieczenstwo, ze choroba przeniesie sie na ludzi, tym bardziej, ze potwierdzono juz, ze to ptasia grypa (choc mam wrazenie, ze dosc niechetnie). Niestety, nie moge zalaczyc linka do artykulu opisujacego, jak w praktyce wyglada kontrola miesa drobiowego w Polsce (moj komentarz z linkiem jest odrzucany), ale prosze poszukac w na stronie Wyborczej, w Duzym Formacie, tytul: "Laboratorium: "Ubojnia drobiu przywiozła piersi moczone w occie. Salmonelli nie wykryjesz". Wójcik pyta o badania żywności"; tekst z dnia 20.02.2023 autorstwa Marcina Wójcika.
zgadzam się. Już blokują.
masz rację, to dobry trop ale koncerny już się postarają żeby winić dzikie ptaki
Tylko prywatni weci i ludzie na grupie. Głównego weta to najwyraźniej nie interesuje, jeszcze by się mogło okazać, że kontrola żywności w tym kraju leży i kwiczy. W końcu sam o tym mówił uciszając na początku zgłaszających problem naukowców i weterynarzy, żeby byli cicho, bo wyjdzie, że kontrola w tym kraju nie działa.
Oczywiście że nie, epidemia to termin zarezerwowany dla ludzi. U zwierząt występuje epizootia.
> Tak więc jest nadzieja, iż nadal mamy do czynienia ze sporadycznymi zakażeniami wirusem H5N1, które znane były u kotów od 20 lat"
1. Dopiero co GW pisała, że na całym świecie było dosłownie kilka znanych przypadków - to raz. No ale powiedzmy, że pismaki coś napisały, a rzeczywistość jest inna i się to jednak zdarzało - ok.
2. Ale żeby mieć nadzieję, że nagłe wystąpienie kilkudziesięciu już potwierdzonych (i wielu więcej niepotwierdzonych) ognisk choroby w krótkim czasie w danym kraju i to choroby która "sporadycznie" pojawiała się na świecie od 20 lat nie zwiastuje czegoś niepokojącego, to już trzeba mieć klapki na oczach.
Oczywiście, można mieć nadzieję, że tak jak się choroba pojawiła, tak zniknie - tak się zdarza, choroby zakaźne czasem tak "robią" (słynna jest z tego np. ebola). Ale lekceważenie tego, brak porządnego dochodzenia epidemiologicznego i liczenie, że "jakoś to będzie" to typowo polski "jakośtobędzizm". Tak, teraz to koty - ale ewidentne jest, że "COŚ" się wydarzyło. I cokolwiek to było, to niesie za sobą bardzo poważne pytania na które należy odpowiedzieć.
- może to skażona porcja drobiu; w takim razie pojawia się pytanie o nadzór, który ewidentnie zawiódł, a to z kolei oznacza poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego (i tu pojawia się pytanie: czemu GLW w pierwszych komunikatach bardziej się przejmował tym, żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że nadzór jest niepoprawny, niż sprawdzeniem sytuacji);
- może to mutacja wirusa która sprawiła, że dużo łatwiej mu przeskakiwać na koty; w takim wypadku wirusa należy wziąć pod szczególną obserwację, i BARDZO intensywnie badać - bo chociaż kot to nie człowiek, to jednak samo skakanie między gatunkami jest mocno niepokojące, a koty to też ssaki, jak my; więcej chorych kotów, to więcej okazji do kolejnych mutacji dostosowujących wirusa do organizmów ssaków właśnie; a ewentualna pandemia grypy H5N1 to scenariusz absolutnie najczarniejszy z czarnych, pandemia COVID to byłaby przy tym niegroźna chrypka z katarem;
- może (przechodzimy trochę już do scifi - mam nadzieję - ale czemu nie, czasy mamy takie, że ciężko wykluczyć cokolwiek, podróżnik w czasie z 2019 roku nie uwierzyłby w to, co się działo od tego czasu...) ktoś prowadzi testy sztucznie wyhodowanego wirusa; jaką ma wirulencję, jaka jest jego zjadliwość, czy jest stabilny; teraz wybrał do testu koty, ale jak testy się skończą to wjedzie główna "atrakcja"; może to Moskwa, może Talibowie, a może samotny katofanatyk;
- a może jest to zupełny przypadek, i faktycznie nic złego ani niepokojącego się nie dzieje, i już żaden kot nie zachoruje? Może, ale czy to dobry pomysł obstawiać zdrowie publiczne na to, że "na pewno jakoś to się samo ułoży"?
Btw, testy na "sztucznie wyhodowanych wirusach" czy bakteriach to żaden sci-fi tylko norma w większości krajów na świecie, w tym w Polsce. Takie laboratoria istnieją na pełnym legalu, bo w ten sposób wynajduje się i testuje leki. Mija znajoma robi zabezpieczwnia dla takich laboratoriów w PL. Tak samo się rozpoczął covid w wohan, bo tam ktoś niedopilnował procedur bezpieczeństwa.
Jeśli puszka 400 gram kosztuje w markecie 2,70 , to co tam może być ?
Większość mięcha z puszki jest "oparzona", więc bardziej prawdopodobne jest, że koty dostawały surowy drób.
Czyli te same miasta co kilka dni temu.
Wiem, powtarzam sie, ale jaki problem sprawdzić gdzie było kupowane mięso, w jakich sklepach, od jakiego dostawcy.
Opiekunowie tych kotów chyba wiedza gdzie kupili. Wystarczy zapytać ich.
I dlaczego nie ma martwych kotów w schroniskach, a to tam powinien być pomór.
Na razie tylko północ kraju.
A w tytule 20 zidentyfikowanych ognisk.
Czyż nie chodzi o klikalność ?
Podejrzewasz pana Jurszo ?
PS. Jakoś cicho siedzi.