Jak to możliwe, że chory człowiek, którego zabiera karetka, znajduje się dwie godziny później na ławce przystanku SKM i tam umiera? Tego próbuje dociec rodzina pana Jerzego z Gdyni.
Dwie kromki bułki paryskiej na plastikowym talerzyku, tłuszcz do posmarowania, który miał niewiele wspólnego z masłem, oraz czarna herbata, bez cukru i cytryny, wrząca, w styropianowym kubku. Taką kolację w Szpitalu Dziecięcym Polanki dostał Jerzyk, lat dwa.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.