Historyk Marcin Owsiński odtworzył przebieg procesu strażników ze Stutthofu i publicznej egzekucji, która odbyła się w lipcu 1946 roku w Gdańsku. Jego książka "Lagrowi ludzie" to wstrząsająca opowieść o narodzinach zła i powojennej zemście.
Sąd Okręgowy w Itzehoe w Niemczech w piątek rozpoczął postępowanie główne w sprawie osądzenia 96-letniej byłej sekretarki z obozu koncentracyjnego Stutthof na Pomorzu. Kobieta jest oskarżona o współudział w zabójstwach i usiłowania zabójstw ponad 11 tys. ludzi.
W podobozach KL Stutthof w Pruszczu Gdańskim i Rusocinie przetrzymywano pod koniec II wojny światowej Żydówki z całej Europy. Do tej pory nie było wiadomo, gdzie dokładnie znajdowały się baraki. Dopiero teraz historycy ustalili ich lokalizację.
Kiedy więźniów zamknięto w kościele, kobiety ze wsi przyszły z kankami pełnymi jedzenia. Niemcy zaczęli wypuszczać więźniów, a ci rzucili się na pokarm i zrobiło się zamieszanie. Zastrzelili trzy osoby, by opanować sytuację. Kazali kobietom odejść, ale one odpowiedziały, że się nie ruszą.
Grupa śledczych z Dortmundu namierzyła dwóch byłych członków SS współodpowiedzialnych za śmierć kilkuset więźniów obozu koncentracyjnego KL Stutthof. Przy wsparciu gdańskiego IPN prokuratorzy z Niemiec przeprowadzili na terenie Muzeum w Sztutowie wizję lokalną.
Zdjęcia z egzekucji oprawców z obozu koncentracyjnego Stutthof, która odbyła się w lipcu 1946 r. w Gdańsku, trafią wkrótce do Muzeum Stutthof. Publicznej kaźni przyglądało się kilkadziesiąt tysięcy osób. Wśród skazanych byli Niemcy i Polacy.
Pamiątki wykonane przez więźniów KL Stutthof, blaszki z numerami, naczynia porcelany, z których korzystali esesmani, znaleźli archeolodzy podczas poszukiwań na terenie dawnego obozu koncentracyjnego.
25 stycznia 1945 r. rozpoczęła się ewakuacja więźniów obozu Stutthof. Szacuje się, że w trasę ruszyło ponad 11 tys. osób, z których 5 tys. zmarło od mrozu oraz kul strażników. Miejsce pochówku wielu z nich wciąż pozostaje nieznane.
Copyright © Agora SA