Wiemy już kiedy odbędą się rewanżowe derby Trójmiasta pomiędzy Lechią Gdańsk i Arką Gdynia. Mecz zostanie rozegrany w Wielkanocny Poniedziałek, 17 kwietnia o godz. 18.
Po tym, jak Arka w meczu z Lechem (1:4) przegrywała do przerwy trzema bramkami, w gdyńskiej szatni zawrzało. - Czego oczekiwać po 0:3 do przerwy? Trener nas głaskać nie będzie - mówi skrzydłowy gdynian Marcus da Silva. W drugiej połowie zespół gospodarzy wyglądał nieco lepiej.
Piątkowego wieczora na Lecha Poznań trudno było znaleźć sposób. - Zagraliśmy słabo w obronie, ale Lech też pokazał swoją siłę. To na dzień dzisiejszy najlepszy zespół w ekstraklasie, jest w wyśmienitej formie i wykorzystuje każde, nawet najdrobniejsze błędy - przyznał po przegranym 1:4 meczu obrońca Arki Damian Zbozień.
Choć ambicji żadnemu z piłkarzy Arki odmówić nie można, to żaden nie wyróżnił się niczym specjalnym. Przede wszystkim dlatego, że konkretów piłkarskich gospodarze nie mieli zbyt wielu. Oceny trojmiasto.wyborcza.pl w skali 1-6.
Arka przegrała z Lechem wyraźnie (1:4). Widać było w tym meczu różnice klas między obiema drużynami, choć gdynianie grali bardzo ambitnie i prowadzili często grę. O ostatecznym wyniku zadecydowała jednak pierwsza połowa.
Lech Poznań nie pozostawił w Gdyni złudzeń i wygrał z Arką 4:1. Goście zagrali perfekcyjnie w pierwszej połowie, gospodarze zaś choć walczyli ambitnie, to popełniali mnóstwo błędów w obronie.
Niewątpliwie na jednej z gorszej muraw przyszło grać Arce ostatni ligowy mecz w Gdyni z Koroną Kielce. Jak boisko wygląda tuż przed meczem z Lechem Poznań (piątek, 20.30)?
W piątek skrzydłowy Dariusz Formella stanie naprzeciwko drużyny, z której został wypożyczony. To będzie jego pierwszy taki mecz. - Jestem pierwszym wypożyczonym piłkarzem Lecha od dłuższego czasu, który może zagrać w lidze przeciwko niemu. To dzięki menedżerom - zdradza 21-latek.
Nastroje w Arce przed szlagierowym meczem z Lechem Poznań (piątek, 20.30) dopisują, lecz Grzegorz Niciński zdaje sobie sprawę z pozycji z jakiej do tego meczu przystępują jego piłkarze. - Murowani faworycie nie zawsze wygrywają. Liczę, że przeciwstawimy się rozpędzonemu Lechowi - ma nadzieje.
Występujący pod nieobecność Krzysztofa Sobieraja w ostatnich trzech meczach ligowych duet obrońców Przemysław Stolc - Michał Marcjanik na początku prezentował się dobrze, lecz później popełniał coraz więcej błędów. Czy to więc czas na powrót do pierwotnego ustawienia?
Stadion Miejski na spotkanie Arki Gdynia z Lechem Poznań będzie w całości otwarty - taką decyzję podjął wojewoda pomorski Dariusz Drelich, umarzając postępowanie w sprawie przeprowadzenia imprezy masowej.
W piątek Arkę czeka jedno z najbardziej hitowych spotkań ekstraklasy w Gdyni - z Lechem Poznań. Tymczasem jeszcze nie ma w sprzedaży biletów na ten mecz. Ta kuriozalna sytuacja ma jednak wyjaśnienie.
Zremisowany mecz Arki z Cracovią 1:1 swój efekt finalny mógł mieć zupełnie inny. Arbiter Paweł Gil zabrał bowiem słusznie zdobytego gola gospodarzom, który otworzyłby rezultat spotkania.
Bez wyrazu i na podobnym, przeciętnym poziomie zagrali piłkarze Arki przeciwko Cracovią. Momentami wyróżniał się wprawdzie Dominik Hofbauer, lecz później zgasł. Oceny trojmiasto.wyborcza.pl w skali 1-6.
Remis w Krakowie (1:1) piłkarze Arki mogą uznać za sporą zdobycz. Gospodarze byli bowiem konkretniejsi, arbiter też nie zauważył słusznie zdobytego przez nich gola. - Dorzucamy jeden punkt, który w ostatecznym rozrachunku będzie niezwykle ważny - mówił trener gdynian Grzegorz Niciński.
Arka zremisowała przy Kałuży z Cracovią 1:1 (1:0). Wynik pozostaje jednak kwestią sporną, bowiem sędzia nie uznał słusznie zdobytej bramki przez gospodarzy. Punkt powinien gdynianom zatem smakować znacznie bardziej.
Miał być uzupełnieniem składu, lecz teraz to filar środka obrony Arki. Krzysztof Sobieraj ma jednak mocną konkurencję w postaci napierającego młodego Przemysława Stolca. Który z nich wybiegnie od pierwszej minuty w meczu z Cracovią (sobota, godz. 15.30)?
To paradoksalne, ale najskuteczniejszego napastnika Arki najlepiej nie wystawiać w pierwszym składzie. Rafał Siemaszko większość goli w tym sezonie zdobył, wchodząc z ławki rezerwowych.
Arka w Suwałkach nie ujęła stylem swojej gry, lecz była zabójczo efektywna. - Najważniejszy był wynik. Nie interesował nas styl, a konkrety w postaci bramek - twierdzi pomocnik Dariusz Formella.
Bez fajerwerków, lecz z wykonanym planem od A do Z. Piłkarze Arki wygrali w Suwałkach z Wigrami 3:0 w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski i praktycznie obiema nogami są już w finale.
Piłkarze Arki stają przed życiową szansą. Będą faworytem półfinałowego dwumeczu w Pucharze Polski z pierwszoligowymi Wigrami Suwałki. Pierwszy mecz dzisiaj o godz. 18 na Podlasiu.
Mecz przeciwko Koronie był wreszcie takim w wykonaniu Arki, jaki sami piłkarze chcieliby rozgrywać każdego tygodnia - słyszeliśmy w kuluarach po meczu. To był jasny, acz ukryty apel do trenera: "Właśnie tak chcemy grać, ofensywnie!".
Jednym z dwóch najlepszych na boisku w meczu z Koroną Kielce (4:1) był bez wątpienia Dariusz Formella. Skrzydłowy wypożyczony z Lecha Poznań strzelił gola i zaliczył asystę.
Przeciwko Koronie Kielce (4:1) piłkarze Arki wyszli nastawieni zupełnie inaczej, niż w dwóch poprzednich meczach. Taktyka była dużo bardziej ofensywna, co zaowocowało golami i efektownym zwycięstwem. Z takiego stylu grania cieszą się także sami zawodnicy.
Głównie za sprawą bardzo dobrego występu duetu Mateusz Szwoch - Dariusz Formella Arka rozbiła u siebie Koronę 4:1. Gdynianie w końcu zagrali ofensywnie i zasłużyli na wysokie noty. Oceny trojmiasto.wyborcza.pl w skali 1-6.
Po efektownym spotkaniu - szczególnie w drugiej połowie - Arka rozbiła u siebie Koronę Kielce 4:1 (1:1). - Nie zachłyśniemy się tym, spokojnie. Jeśli będziemy w takiej dyspozycji, będziemy groźni dla rywali. To tylko jeden mecz i aż jeden mecz - komentował trener gospodarzy Grzegorz Niciński.
Po ofensywnym show i sześciu meczach bez zwycięstwa na własnym stadionie Arka wreszcie triumfowała. Gdynianie pokonali Koronę Kielce aż 4:1 (1:1).
Powracający po pauzie za kartki Dominik Hofbauer daje Arce dodatkowe warianty ustawienia środkowych pomocników. Słaba zaś dyspozycja co najmniej dwójki innych kandydatów podaje w wątpliwość zasadność brania ich pod uwagę przy ustalaniu wyjściowego składu na mecz z Koroną Kielce (godz. 18).
W piątkowym meczu z Koroną Kielce (godz. 18) piłkarze Arki mają sporo do udowodnienia samym sobie. Przede wszystkim, że wciąż potrafią zagrażać bramce rywala.
Po dwóch wiosennych meczach ekstraklasy sytuacja Arki zrobiła się nie za ciekawa, ale jej trener zapewnia, że wie, co trzeba poprawić, by po piątkowym meczu z Koroną Kielce (godz. 18) komplet punktów został w Gdyni.
Ukraiński pomocnik Andrij Waceba trafił do Arki już po rozpoczęciu obecnego sezonu i był absolutnie anonimową postacią. Miał liczyć się w walce o skład wiosną, lecz klub z Gdyni zezwolił mu na poszukiwanie nowego klubu.
W drugim kolejnym meczu ekstraklasy Arka zagrała ultradefensywnie. Dwukrotnie taktyka ta nie zdołała się obronić, a piłkarze oba starcia przegrali, prezentując wątpliwej jakości futbol ofensywny. Czy trener Niciński zaczął więc podejmować błędne decyzje?
Arka przegrała w Lubinie z Zagłębiem (0:1) na własne życzenie, choć o wyniku meczu zadecydowała jedna decyzja sędziego, który podyktował wątpliwy rzut karny dla gospodarzy. - Widziałem powtórki i myślę, że jakby sędzia nie zagwizdał, to nie byłby błąd. Szkoda, że nie poszedł z duchem gry, bo decyzja miała wpływ na wynik - mówił prokurent jedenastki, Tadeusz Socha.
To było słabe spotkanie całego zespołu. Arka przegrała w Lubienie z Zagłębiem 0:1 (0:0), ale najgorzej spisali się jej skrzydłowi i gracze ofensywni. Oceny trojmiasto.wyborcza.pl w skali 1-6.
Arka do Lubina jechała po pierwsze ligowe punkty w tym roku. Ciężko jednak myśleć o jakiejkolwiek zdobyczy, kiedy przez większość spotkania tylko się broni. - Nie mieliśmy zagrać aż tak defensywnie - tłumaczy jednak trener Grzegorz Niciński.
Słaba gra, brak pomysłu i konstruktywnych akcji - tak pokrótce można opisać porażkę 0:1 (0:0) Arki w Lubinie z Zagłębiem. Trudno w jej grze znaleźć wyraźne pozytywy.
- Widać, że boisko jeszcze nie jest takie, jak byśmy chcieli. Trawa była miękka i błotnista. Buty się w niej zakopywały i często się ślizgaliśmy - mówił po meczu z Legią pomocnik Arki Antoni Łukasiewicz.
Wracający po kontuzji napastnik Rafał Siemaszko nie może oficjalnie mówić jak się czuje - takie wytyczne dostał od sztabu szkoleniowego. Wszystko jednak wskazuje na to, że jest w pełni gotowy na mecz z Zagłębiem w Lubinie (poniedziałek, godz. 18).
Dokładnie sześć lat temu, 19 lutego 2011 roku, na gdyńskim Stadionie Miejskim Arka zmierzyła się z Beroe Stara Zagora. Był to pierwszy mecz, który rozegrano na nowym obiekcie przy ul. Olimpijskiej 5. Od tamtego czasu, przy okazji ponad stu emocjonujących wydarzeń, stadion odwiedził blisko milion osób.
Roczny pobyt w Zagłębiu to dla niego pozytywne doświadczenie. Wciąż obecnego trenera Miedziowych, Piotra Stokowca, wspomina ciepło. - Zawsze lubił się wystroić - śmieje się obrońca Arki Damian Zbozień. - Zastanawiamy się z kolegami, jaką "stylówkę" przygotuje na poniedziałek - dodaje. Teraz przyjdzie mu w Lubinie stanąć po drugiej stronie barykady.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.