W poniedziałek wieczorem policja otrzymała zgłoszenie że na plaży w Brzeźnie leżą czyjeś ubrania i rzeczy osobiste.
Trzech mężczyzn wypłynęło małą łódką w środku nocy, przy sztormowej pogodzie, na tor podejściowy do gdańskiego portu. Ze sobą mieli profesjonalny sprzęt podwodny: kombinezony, drona i skuter. Po kilku godzinach wzywali pomocy przez telefon komórkowy. Policjantom powiedzieli, że szukali bursztynu i puszczono ich wolno.
Prokuratura Rejonowa w Pucku dostała wyniki badań krwi kapitana i trzech członków załogi SAR, którzy ulegli wypadkowi, wypływając z Portu Wojennego w Helu. Jeden z ratowników był pod nieznacznym wpływem alkoholu. Miał 0,38 promila.
Ratownicy tak się spieszyli, że zapomnieli powiadomić o akcji kapitanat portu. Wypłynęli ratować życie, ale sami potrzebowali pomocy. Ich łódź ratownicza mimo dobrej pogody uderzyła w falochron, a ratownicy zostali ciężko ranni. Prokuratura czeka na wyniki badania krwi kapitana i załogi.
W piątek około południa 400 metrów od gdyńskiego nabrzeża na wodach zatoki przewrócił się jacht Delphia 24 z czteroosobową załogą na pokładzie. Zginęły dwie osoby. Nad ranem wznowiono akcję poszukiwawczą jednego z członków załogi, ale bez rezultatu.
Mężczyzna uskarżał się na bóle w klatce piersiowej. Jednostka, na której się znajdował była ok. 44 mil morskich na północ od Ustki.
Statek miał służyć Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni, ale w ostatniej chwili przetarg został odwołany, a finansowanie zablokowane. Przepadło ponad 200 mln zł unijnej dotacji, a inżynier kontraktu będzie domagał się przed sądem ponad 700 tys. zł odszkodowania.
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa (SAR) dbająca o bezpieczeństwo na Bałtyku, nie dostanie specjalistycznego statku wielozadaniowego za 270 mln zł, który obiecywany był od kilku lat. Kolejny przetarg unieważniono, a ministerstwo składa obietnice zakupu innych, nowych jednostek.
Po telefonie z ministerstwa dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa z Gdyni na ostatnią chwilę unieważnił przetarg na budowę nowego statku wielozadaniowego. Krajowa Izba Odwoławcza nakazała jednak prowadzenie przetargu. Zdaniem rządzących budowa "nie leży w interesie publicznym".
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa ma zyskać łódź wielozadaniową za 280 mln zł. Niestety, pomimo konsultacji i spotkania z potencjalnymi wykonawcami, nikt nie wystartował w przetargu na budowę. W tym roku ma zostać rozpisany kolejny konkurs.
Aby utrzymać zdolności pełnienia całodobowych morskich dyżurów ratowniczych w dwóch polskich bazach, wojsko remontuje 30-letnie śmigłowce. Resurs pierwszej z dwóch maszyn został wydłużony o kolejne 4 lata. Równocześnie trwa modernizacja ostatnich dwóch z ośmiu anakond.
Ratownicy morscy wywalczyli 340 zł brutto podwyżek do pensji i będą teraz zarabiać niewiele ponad płacę minimalną. - Brakuje nam ludzi. Kiedy mówimy kandydatom o wysokości zarobków, to pytają, czy to w euro, czy na tydzień - mówi dyrektor SAR z Gdyni.
Do końca 2022 r. do floty SAR ma dołączyć nowoczesna łódź wielozadaniowa do prowadzenia akcji ratowniczych. Właśnie została podpisana umowa na dofinansowanie projektu. Koszt całości oszacowano na 280 mln zł.
Na okres wakacji przywrócono dyżury śmigłowców ratowniczych w drugiej bazie na Bałtyku - w Gdyni Babich Dołach. - Wyszliśmy naprzeciw potrzebom związanym ze zwiększonym ruchem żeglugowym na zatoce i większą liczbą turystów - informuje Marynarka Wojenna.
Służby ratunkowe prowadzą na morzu akcję poszukiwawczą mężczyzny, który zaginął podczas kąpieli w Ustce.
W niedzielę wieczorem za burtę katamaranu na Zatoce Puckiej w okolicach Rewy wypadł 32-letni żeglarz z Banina. Drugi z żeglarzy wpław dopłynął do brzegu i wezwał pomoc. Akcja poszukiwawczo-ratownicza została zakończona po ponad 20 godzinach.
W nocy załoga polskiego żaglowca na duńskich wodach w rejonie Bornholmu zauważyła cztery race wystrzelone w niebo w odstępie dziesięciu minut. W akcji ratowniczo-poszukiwawczej biorą udział jednostki polskie i duńskie.
Ponad pół roku po terminie rozpoczął się odbiór modernizowanych śmigłowców ratowniczych z zakładów PZL-Świdnik, które mają wejść do służby SAR. Zwłoka będzie kosztować firmę milion złotych.
Sekunda wystarczy, by satelita odebrał sygnał ratunkowy nadawany na morzu i przekazał go z powrotem do centrów ratownictwa na ziemi. W przypadku zatonięcia jachtu "Sunrise" od momentu nadania wezwania sygnału o pomoc do wyjścia statku ratowniczego w morze minęło prawie półtorej godziny. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej (PAŻP) przyznaje się do winy i wszczyna wewnętrzne postępowanie.
Żeglarz Jacek Zieliński, którego jacht zatonął w czwartek na północ od Helu, twierdzi, że sygnały alarmowe do SAR z dwóch niezależnych urządzeń wysłał po godz. 2 w nocy. Kiedy przed godz. 6 rano do ratowników dzwonił przyjaciel rozbitka, akcja ratownicza jeszcze nie była podjęta. Dlaczego pomoc dotarła dopiero po sześciu godzinach od wypadku?
Gdańskie środowisko żeglarskie mówi od czwartku tylko o jednym: rozbitek znajdujący się 20 mil morskich od Helu czekał na ratowników aż sześć godzin. Uniknął śmierci w lodowatej wodzie dlatego, że był ponadprzeciętnie przygotowany. Innemu by się to raczej nie udało.
Dyżury ratownicze w bazie lotniczej w Gdyni zawieszone są już niemal rok. To z powodu braku sprawnych śmigłowców, które z modernizacji z PZL-Świdnik miały wrócić już cztery miesiące temu. Pod znakiem zapytania pozostaje także kontrakt na dostarczenie nowych maszyn - caracali.
Gdańscy policjanci, strażacy oraz ratownicy SAR kolejny dzień szukają 16-letniej dziewczyny i 21-letniego mężczyzny, którzy w niedzielę wpadli do Wisły w rezerwacie Mewia Łacha w Gdańsku. Warunki na miejscu są bardzo trudne, trzeba wykorzystać specjalny sonar, który jedzie do Gdańska z Giżycka.
Za bezpieczeństwo na Bałtyku odpowiada tylko jeden śmigłowiec ratowniczy stacjonujący w Darłowie. Przetarg na nowe śmigłowce miał uzdrowić sytuację, ale prawdopodobnie zostanie unieważniony. Jeśli tak będzie, MON kupi nowe śmigłowce tylko dla celów ratowniczych Marynarki Wojennej.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.